Co ma wspólnego myśliwy na ambonie z muchą w pajęczynie?

Co ma wspólnego myśliwy na ambonie z muchą w pajęczynie?

Niektóre firmy ostatkiem sił wynurzają głowę spomiędzy fal. Mają nadzieję, że jakiś zbłąkany statek rzuci im koło ratunkowe i resztę dnia spędzą w smokingu tańcząc do muzyki żywej orkiestry. Niektóre firmy są się jak tłuste promy wycieczkowe pełne niemieckich turystów. Na pokładzie nie brakuje niczego, a kolejka chętnych na kolejny rejs zapchała kalendarz na kilka sezonów. Jak to z ekstremami bywa, żaden z tych modeli nie jest idealny na dłuższy czas. Zamiast być jak myśliwy na ambonie albo jak mucha w pajęczynie, znajdź swoje miejsce gdzieś pośrodku, gdzie masz wpływ i gdzie zachowasz czujność. Nie wiesz jak to miejsce znaleźć? Określ wartość zgodnie z podejściem Good Sense Management. Opisałem je w książce pt. "Jeśli nie lean, to co?." Premiera 23.11.2022

Razem z samochodem kupiłem bagażnik na trzy rowery. Lubimy podróżować i jeździć na rowerach, a te rzeczy naturalnie łączy bagażnik. Mówi się, że ludzie powinni budować więcej mostów niż murów. Mój bagażnik to taki pomost pomiędzy odwiedzaniem dalekich miejsc a aktywnym spędzaniem czasu.

Po kilku razach z bagażnikiem ponaciągałem jakieś linki i przestał działać kierunkowskaz. Ponieważ skręcanie jedynie w prawo ma swoje ograniczenia, postanowiłem tę usterkę naprawić. Dłubałem rękami i przy użyciu narzędzi, aż w końcu wybrałem numer autoryzowanego serwisu. Mam szczęście mieszkać w dużej aglomeracji, więc już po trzech próbach uzgodnienia terminu, znalazłem w końcu to właściwe miejsce. Wprawdzie osiemdziesiąt kilometrów ode mnie, ale i tak jechałem tam do klienta. Pomyślałem, że odstawię auto na parę godzin i bagażnik będzie w pełni sprawny.

Początkowo nie rozumiałem, dlaczego serwis kazał mi odstawić cały samochód, żeby naprawić kierunkowskaz w bagażniku rowerowym. Pojąłem to dopiero, kiedy zgłosiłem się na recepcji. Moje dokładne wyjaśnienie usterki nie zostało nikomu przekazane. Musiałem od nowa opowiedzieć całą historię, przedstawić dokumenty zakupu auta oraz bagażnika i uzasadnić po co mi właściwie działający kierunkowskaz.

- Procedura jest taka, że musi pan zostawić także samochód, bo tak zapisaliśmy przy umawianiu – powiedział poważnym głosem recepcjonista.

Niech będzie. I tak wcześniej umówiłem transport w obie strony, bo wiedziałem, że po warsztatach będę zmęczony. I rzeczywiście byłem. Dlatego, po odbiór auta poszedłem od razu w stronę lady serwisu.

- Proszę o zlecenie – powiedział służbowym tonem pracownik.

Oczywiście, w międzyczasie zgubiłem to zlecenie. Należę do osób, które potrafią zapodziać klucz do pokoju hotelowego w drodze z recepcji. Na szczęście, mój rozmówca był wyrozumiały jak premier dla emerytów, więc szybko ustaliliśmy o jakie auto chodzi.

- Zrobiliśmy diagnostykę wtyczki i bagażnika. Kierunkowskaz nie działa – powiedział fachowo pracownik, który od rana zdążył się już zmienić. – Musi pan wymienić całą lampę. Proszę, tu jest faktura.

- A nie mógł pan jej od razu wymienić? – spytałem z miną pożeracza cytryn.

- Nie mamy takiej lampy. Musiałbym zamówić. Tam się styki rozłączyły. To ewidentnie pana wina. Próbowaliśmy to zlutować, ale niestety nasz kolega, co robi takie rzeczy, jest dziś na urlopie.

Koniec wyjaśnień. Wyraz twarzy człowieka marki premium sugerował, że z oczekiwaną przez przełożonych starannością wypełnił swoją rolę, a teraz ja powinienem wypełnić moją – odebrać fakturę, uiścić zapłatę i oddalić się w wybranym przez siebie kierunku. Poczułem się, jak wtedy, gdy przyrządzałem żonie risotto z warzywami i odkryłem w szafce brak ryżu.

Mógłbym w tym miejscu wymienić markę samochodu, ale wiem, że wszystkie marki premium mają tak samo. Ich pozycja na rynku przyprowadza im następnych klientów, więc mogą śmiało stosować się do zaleceń współautorki Strategii błękitnego oceanu Renee Mauborgne, która mówi „Przestań rozmawiać z klientami”. Kiedy masz ustaloną markę, nie musisz przejmować się rynkiem. Jesteś jak myśliwy na ambonie. Niewidoczny dla zwierząt, strzelasz do nich według uznania i z uśmiechem fotografujesz się ze zdobytym trofeum.

Znacznie gorzej ma sarna, która o świcie szuka pożywienia na polanie. Albo mucha w pajęczynie. Zachowują się bezradnie jak firmy krztuszące się w poszukiwaniu zleceń, by podtrzymać życie w swoim krwiobiegu. Są gotowe na każdą propozycję klientów, niezależnie czy jest zgodna z ich strategią czy nie. Zresztą wtedy strategia skupiona jest raczej na przeżyciu niż na rozwoju. Pieniądze klientów giną w przełyku jak żelki w ustach pięciolatka i nie starcza ich na nowe pomysły.

Pierwszy model jest świetny. Nie musisz przejmować się potrzebami klientów, bo sam je kreujesz. Nie musisz dbać o efektywność, bo klient zapłaci każdą cenę, by obcować z Twoim produktem. Ale może być tak, jak w przypadku wielu imperiów. Odkleisz się od rzeczywistości tak bardzo, że przegapisz zmianę paradygmatu, jak Kodak, Nokia czy Nasza Klasa. I wtedy spadniesz z ambony wprost pod lufy innych myśliwych.

Model muchy w pajęczynie też ma swoje wady. Pojawienie się pająka to tylko kwestia czasu. Może oczywiście być tak, że deszcz wypłucze Cię spośród wyhaftowanej wojowniczo sieci, wiatr porwie nitki albo sprzątaczka w końcu zauważy swoją nieroztropność w rogu pokoju. Ale bez zewnętrznej pomocy, Twoja inwencja na niewiele się przyda. Najlepiej znaleźć się gdzieś pośrodku, gdzie masz wpływ i gdzie zachowujesz czujność. Tylko, jak to miejsce znaleźć?

Good Sense Management pomoże Ci to ustalić w pierwszym kroku, który nazywa się "Określ wartość". W kolejnych krokach tego podejścia zrozumiesz jak skutecznie dopasować i prowadzić swoją organizację, by nie stracić z oczu kierunku. Good Sense Management, opisałem w książce Jeśli nie lean, to co? Sięgnij po nią i działaj rozsądnie.